Historia bez happy endu

Historia bez happy endu

Data dodania: 2020.02.09

Podczas safari można zaobserwować sytuacje wesołe, wzruszające lub smutne i tragiczne - dlatego są takie ekscytujące. W rezerwacie Majete w Malawi natrafiliśmy niestety na widok, który od samego tylko patrzenia sprawiał ból, ale zacznijmy od początku…

Po przyjeździe do nowej lodgy, rozpakowaniu się i szybkim lunchu wyjechaliśmy na popołudniowe safari. Teren nie wyróżniał się niczym szczególnym, stosunkowo mocno zarośnięty utrudniał wypatrywanie zwierząt, ale od czasu do czasu udało się zaobserwować pojedyncze antylopy jak np. koby śniade czy niale lub wszędobylskie pawiany.

Malutki pawian zielony (Papio cynocephalus)

W gęstych zaroślach zauważyliśmy przedzierającą się przez krzaki samicę słonia z młodym, może dwuletnim słoniątkiem. Samochód się zatrzymał a ja wypatrzyłem lukę w zaroślach, przez którą mógłbym zrobić zdjęcie, jeżeli tylko pojawią się w niej zauważone słonie. Zgodnie z przewidywaniami słonie przeszły w upatrzonym miejscu, a ja nacisnąłem spust migawki i zrobiłem kilka zdjęć. Ciekawsze jednak było to, że słonik utykał a właściwie to powłóczył tylną nienaturalnie wygiętą nogą a widok był tak żałosny, że niemal wszyscy odwrócili wzrok z grymasem bólu. Słonie się oddaliły a nasz lokalny przewodnik uraczył nas opowieścią o przyczynie złamanej nogi. Okazało się, że kilka dni temu samica chciała zerwać gałąź baobabu, aby słoniątko mogło się posilić jednak ułamał się większy konar, który spadł na malucha i złamał mu nogę. Przewodnik zapewnił, że są duże szanse na to, że kość się zrośnie a słoń będzie mógł prowadzić w miarę normalne słoniowe życie.

Samochód ruszył a ja jak zwykle w takich sytuacjach sprawdziłem w aparacie jak wyszły ostatnie zdjęcia (niestety wyszły bardzo przeciętnie). Przeglądając je na zbliżeniu zauważyłem, że w miejscu złamania jest wbity patyk (a może duża szczapa), który przebija nogę na wylot. O swoim odkryciu poinformowałem przewodnika i pokazałem mu w aparacie zbliżenie na ten mało przyjemny widok. Przewodnik bardzo się przejął i od razu skontaktował się ze pracownikami rezerwatu, którzy obiecali podjąć wszelkie kroki, aby pomóc cierpiącemu młodzieńcowi, ponieważ wbity patyk uniemożliwiał zrośnięcie się kości. Rankiem następnego dnia, strażnicy rezerwatu zatrzymali nasz samochód i poprosili o zdjęcie, które zrobiłem, aby samodzielnie ocenić sytuację.

Zbliżenie na uszkodzoną nogę z widocznym wbitym patykiem.

Zapewnili, że podejmą próbę uratowania słonia co wszystkich nas napełniło optymizmem a ja poprosiłem o przysłanie na mój adres mailowy informację o tym jak zakończyła się akcja ratunkowa. W dobrym humorze i pełni nadziei opuściliśmy park.

Niestety po kilku dniach otrzymałem maila o poniższej treści:

„…as regard to the injured young elephant, am sorry to inform you that the injury was very serious and the whole leg was rotting. The only solution to relieve it from such a very great pain was by destroying it. So it was taken down because it couldn’t survive…”

Tłumaczenie:

„…, jeśli chodzi o rannego młodego słonia, z przykrością informuję, że uraz był bardzo poważny, a cała noga gniła. Jedynym rozwiązaniem, które uwolniło go od tak wielkiego bólu, było zabicie go. Więc został zastrzelony, ponieważ nie mógł przetrwać…”

Po fakcie w mojej głowie pojawiły się pytania: Czy dobrze, że strażnicy chcieli interweniować w naturę i ratować słonia? Czy dobrze, że zainterweniowali i skrócili cierpienia słonia, który i tak nie miał żadnych szans na przeżycie? Może należało zostawić naturze rozwiązanie tego problemu, czyli pozwolić, aby lwy zrobiły to co potrafią najlepiej?

Wiedząc już jak skończyła się ta historia skłaniam się ku ostatniemu rozwiązaniu, ale nie ma chyba jednej dobrej odpowiedzi…