Safari wśród martwej przyrody w Kongo

Safari wśród martwej przyrody w Kongo

Data dodania: 2020.02.03

Wyprawa do Republiki Konga (nie mylić z Demokratyczną Republiką Konga:)) trafiła nam się trochę przypadkowo. Nasze ulubione biuro podróży umieściło wpis na Instagramie, że mają ostatnie miejsca na wyprawę o pięknej nazwie: "Na szlaku pierwotnych lasów równikowych", więc po wymianie kilku maili w sprawie szczegółów podjęliśmy szybką decyzję: Jedziemy!
Cieszyliśmy się na spotkanie z gorylami, szympansami i nieskażoną przyroda lasów deszczowych pełną przedstawicieli różnych gatunków zwierząt. Na miejscu okazało się, że więcej dzikich zwierząt (żywych lub martwych) widzieliśmy na przydrożnych straganach niż żyjących na wolności. Już podczas pierwszego przejazdu poza stolicą (Brazzaville) uderzyły nas niepokojące obrazki: stojący przy drodze mężczyźni trzymający w rękach przeważnie martwe dzikie zwierzęta.


Zaskakujące dla nas w tym wszystkim było to, że nikt się z tym nie krył. Przy główniej trasie w państwie pomiędzy stolicą Brazzaville a Pointe-Noire - drugim co do wielkości miastem, często można było kupić świeże mięso z antylop. Antylopy były obrabiane i ćwiartowane bezpośrednio przy drodze, często przy obecności dzieci. Pomimo, że to było kluczowa droga w państwie, po której na pewno jeździli urzędnicy i policjanci proceder był nagminny i ogólnie akceptowany. Ze względu na wszechobecną biedę w Congo Brazzaville kłusownictwo jest traktowane jako zwykła praca zarobkowa i nikt nie widzi w tym nic złego. Mieszkańcy nie mają świadomości konieczności ochrony przyrody a zwierzęta są traktowane jako źródło pokarmu lub dochodu.
 


Łuskowce i inne zwierzęta można kupić już ugrillowane. Dla nas Europejczyków ten widok może wydawać się makabryczny jednak dla Kongijczyków ołuskowany z finezyjnie wywiniętym ogonem pangolin to tylko zwykły przysmak, mięso, którym można się najeść. Przydrożne budki, w których można kupić tak przyrządzone „specjały” były tam tak popularne jak u nas budki z hot-dogami…


Jeżeli nie masz ochoty na łuskowca to może masz ochotę na małą antylopę – wydaje się pytać uśmiechnięty mężczyzna trzymający w rękach ledwo żywego dujkerczyka modrego. Zwierzę cierpiało a kilka drobnych ran, które miało na swoim prawym boku pochodziło zapewne od śrutu z broni palnej. Antylopa była młoda i żywa co zwiększało jej wartość do 10000 CFA (17 USD). Uśmiech sprzedawcy, który mocno kontrastował z żałosnymi dźwiękami wydawanymi przez dujkerczyka, tylko potwierdzał jego przekonanie, że nie robi nic złego. Uważa siebie za myśliwego a nie kłusownika.


Zwierzęta, które nie uda się złapać żywe lub które w wyniku odniesionych ran padają zanim uda się je sprzedać są wędzone niemal w całości i wieszane za głowę niczym skazańcy skazani na wymarcie.



Osoby odwiedzające tzw. „czarną Afrykę” (lub Afrykę Subsaharyjską) wiedzą, że znajdują się tam kraje w większości ubogie, borykające się z przeróżnymi problemami. Większość tych państw jest świadomych, że przyroda to ich bogactwo narodowe, które odpowiednio zadbane i zagospodarowane przynosi wymierny dochód w skali kraju i lokalnych społeczności. Kongo wydaje się w tym względzie być daleką prowincją w stosunku do krajów takich jak np. Botswana, w której turystyka jest drugą najbardziej dochodową gałęzią gospodarki zaraz po wydobyciu i sprzedaży diamentów.



Handel dzikimi zwierzętami to nie tylko przydrożne zjawisko. Na targu w Dolisie, trzecim co do wielkości mieście w Kongo, takich stanowisk jak to ze zdjęcia było kilkanaście. Oprócz łuskowców i dujkerów można było kupić żółwie, cywety, żenety, mangusty, różne antylopy itd. Podczas całej wyprawy po Kongo nie widziałem tylu dzikich zwierząt co na tym targu. Szkoda tylko, że wszystkie były przeznaczone do zjedzenia…



Lubię fotografować ptaki a szczególnie żołny. W Afryce wydaje się to szczególnie łatwe. Ptaków jest dużo a ich dystans ucieczki jest niewielki co pozwala na fotografowanie ich z stosunkowo bliska. W Kongo niestety to jedyne żołny jakie udało mi się sfotografować – wszystkie żyjące uciekały jak tylko pojawiłem się w zasięgu ich wzroku. To zjawisko, które niestety dotyczyło wszystkich dzikich zwierząt w tym kraju a zapewne wynika z lęku przed ludźmi, którzy dla lokalnych zwierząt są niestety najgroźniejszymi drapieżnikami.



W Kongo Brazzaville znajduje się kilka parków narodowych, jednak te w których byliśmy nie przypominają tego co widzieliśmy w innych krajach afrykańskich. W parkach kongijskich jest zwyczajnie pusto. Bardzo trudno zauważyć jakiekolwiek zwierzę. Piękne tereny, porośnięte bujną, zieloną trawa, które wydają się idealne dla roślinożerców są opuszczone… To dziwny widok.

A może wszystkie zwierzęta zostały już zjedzone?